Celem naszej wyprawy miała być grudziądzka Cytadela, ale choć jej ostatecznie nawet nie zobaczyliśmy, to nie żałujemy. Przy rekordowych dla Kaspra 117,6 km poznaliśmy piękną stronę Grudziądza, ale przede wszystkim absolutnie fantastyczny zamek krzyżacki w Radzyniu Chełmińskim.
---------------------
A oto relacja, właściwie relacja-rzeka. I masę zdjęć. Bo było co oglądać, i co pstrykać, a pogoda przy tym dopisywała.
Wycieczkę zaczęliśmy na Dworcu Wschodnim w Toruniu. Plan był taki, aby pojechać wcześnie pociągiem do Grudziądza, tam rowerem przebić się przez miasto i dojechać do Cytadeli. Był 15 sierpnia, a więc Święto Wojska Polskiego, i z tej okazji można ją było zwiedzać z przewodnikiem. Normalnie stacjonuje tam wojsko.
Z tych ambitnych planów nic jednak nie wyszło, bo uciekł nam pociąg. Zabrakło 2-3 minutek, a maszynista nie chciał poczekać (choć Połówek zdążył dojechać i próbował go przekonać). A więc już na początku katastrofa. Po chwili zastanowienia (obyło się bez kłótni) postanowiliśmy poczekać na nowy pociąg,i wysiąść w Grudziądzu i postanowić już na miejscu, co dalej. Oczywiście wejście do Cytadeli już odpadło.
Czekając na pociąg Kasperka, jak to Kasperka, zaczęła fotografować. Tu malowidło w holu stacji Toruń Wschód.
W nagrodę za czekanie (ponad 1 godzinę) przyjechał szynobus. Kasper jako mały chłopiec bardzo chciał czymś takim pojechać, ale dopiero teraz się udało. Za spóźnienie była jednak i kara, bo pociąg - z powodu remontu torów - jechał jedynie do Grzywny pod Chełmżą. By dojechać do Grudziądza, trzeba było już rowerem dojechać kilkanaście km na kolejną stację. Resztę pasażerów zabrał podstawiony bus.
A to widzieliśmy po drodze do Chełmży - piękny konik!
Zabytkowy, ładny kościół w Grzywnie.
Po krótkiej jeździe dojechaliśmy do Chełmży. Kasper na tle Bazyliki Konkatedralnej - perły nie tylko architektury chełmżyńskiej, ale wręcz Pomorza. Kiedyś była to siedziba biskupów chełmińskich, odwiedzana przez królów polskich.
Zaciekawiła nas rzeźba przed sklepem.Czy to nie Chaplin i "brzdąc"?
Widok po drodze z Chełmży do Wrocławek.
Nasz utęskniony szynobus do Grudziądza. Dogoniliśmy go, a może on nas dogonił, kursując od Wrocławek do Grudziądza, i z powrotem.
Szczęśliwi, "zapakowani" podążamy do Grudziądza.
Nasze pierwsze foto w Grudziądzu. Po wyjściu z pociągu jechaliśmy przed siebie kierując się na starówkę.
Później Połówek wyjął przewodnik po mieście i nasze zwiedzanie zrobiło się bardziej planowe.
Właściwie to zrobił się powtarzalny schemat. 1) Połówek odszukiwał obiekty, 2) Kasperka je fotografowała, 3) a Kasper krążył to tu, to tam, marudząc, że co chwila trzeba się zatrzymywać.
Uroczy kwiatek. Odwrócenie zasady "od ogółu do szczegółu". Oto szczegół...
Neoklasyczne gmaszysko Poczty Głównej.
I kolejny szczegół (pocztowy).
Dawny ewangelicki (co nie powinno dziwić, ze względu na historię miasta), a obecnie rzymskokatolicki kościół pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny.
Takich "przejęć" w naszych okolicach (Toruń - Grudziądz - Chełmno) jest bardzo dużo.
Tymi, którzy przejęli i obecnie "gospodarują" świątynią są Księża Marianie.
I to jeden z nich - tzn. Marianów. Gdy Kasperka fotografowała kościół z każdej możliwej strony, Połówek z Kasprem niecierpliwie czekali. Ich widok zaciekawił proboszcza parafii, który właśnie zmierzał na rozpoczęcie mszy.
Oryginalna Droga Krzyżowa. Kasperka jak to Kasperka, wpadła do środka i jeszcze przed rozpoczęciem mszy "strzeliła" kilka fotek.
Wreszcie przedarliśmy się ku murom miejskim. Ten widok to chyba jeden z najbardziej charakterystycznych dla miasta - południowo-wschodni narożnik z przyziemiem baszty.
Ciąg dalszy naszej przejażdżki wzdłuż murów.
Rowerzystka i flisak.
Ulice z nazwą "Grudziądz" z wielu innych miast. W Toruniu oczywiście też jest "Grudziądzka". Ogólnie ciekawy pomysł takiej "ekspozycji".
Podejście pod Bramę Wodną z XIV w. Przed laty, to właśnie tędy wjeżdżano do miasta (i zamku) od strony błoni nadwiślańskich.
Brama z Kasperką ...
... oraz z chłopcami.
Kasper i nasze rumaki: "Srebrna strzała" Połówka oraz "T34" Kaspra.
Widok od Bramy na "nadbrzeże".
Jednym z "hobby" Kasperki jest wspinanie się na murki i machanie nóżkami - wręcz "klasyczne" zdjęcie z tego gatunku. Zważywszy na to, nie powinno dziwić Kasprowe upodobanie i łatwość we wdrapywaniu się na mury, dachy, drzewa, i co tam tylko się na drodze napatoczy.
Nic tylko spacerować ...
... oglądać ...
... fotografować ...i podziwiać ...
... można też, w jakże miłych okolicznościach "przyrody" i "historii" posilać się, "małym co nieco". W naszym przypadku były to czekoladowe mufinki z cukinią.
Na samej górze niewiele już ostało się po zamku zbudowanym tu w XIII w. przez Krzyżaków. Na zdjęciu studnia o głębokości 50 m.
Poza studnią są jeszcze resztki murów - tutaj akurat kaplicy zamkowej. Zamek był bowiem wiele razy niszczony, końcowego dzieła zniszczenia dokonali wycofujący się z miasta niemieccy żołnierze w marcu1945r.
Z Góry Zamkowej można rozciągała się jednakże przepiękna panorama miasta i okolic.
Zjazd ze wzgórza zabytkowymi uliczkami doprowadził nas z powrotem do serca grudziądzkiej starówki.
Teraz rozpoczęliśmy zwiedzanie jej części "środkowej".
Z prawej z kolei widać gotycki kościół farny p.w. św. Mikołaja.
Później był spacer po uliczkach i oglądanie (z zewnątrz) mijanych zabytków. Po lewej fragment kolegium (dziś ratusz miejski), po prawej zaś kościół p.w. św. Franciszka Ksawerego - wspólnie tworzyły one siedzibą grudziądzki jezuitów.
Po drodze był jeszcze Plac Miłośników Astronomii, oczywiście z pomnikiem Mikołaja Kopernika.
Aż w końcu dotarliśmy do Głównego Ryneku. Zastanawiamy się nad dalszą trasą, i nad obiadem - gdzie tu dobrze zjeść? Wybór ostatecznie padł na pizzę.
Kasperka polowała na zabytkowy tramwaj, który kilka razy objeżdżał rynek. W końcu się udało. Warto wiedzieć, że tylko 14 miast w Polsce może pochwalić się siecią tramwajową - Grudziądz jest z nich najmniejszy. Tramwaje jeżdżą tu nieprzerwanie od ponad 100 lat, przedzierając się wąskimi uliczkami Starego Miasta i wchodząc w ostre łuki zakrętów.
Z lewej strony pomnik Żołnierza Polskiego - do 1939r. stał w tym miejscu Pomnik Niepodległości, ale zniszczyli go Niemcy.
Większość z tych kamienic to rekonstrukcje zabudowy z XIX i XX w., bowiem w 1945 praktycznie wszystkie uległy zniszczeniom wojennym.
Po obiedzie zaczął się powolny "odwrót" z Grudziądza w kierunku Radzynia Chełmińskiego, co nie przeszkadzało w zwiedzaniu tego, czego jeszcze nie widzieliśmy. Ciąg dalszy zabytkowych kamienic.
Tutaj Pałac Opatek - połączony z klasztorem benedyktynek i kościołem p.w. św. Ducha. Kościół zbudowany był 400 lat wcześniej, ale przez wiele lat pełnił funkcję kościoła klasztornego.
Pałac słynie z pięknych rzeźb 8 zakonników i zakonnic benedyktyńskich - umiejscowionych między oknami w niszach muszlowych.
Spotkana właściwie już na wyjeździe z Grudziądza rzeźba poświęcona naszemu mistrzowi biegów (złoto na olimpiadzie w Moskwie, srebro w Montrealu).
Rzeźba nam się spodobała, tym bardziej, że sami również biegamy i cenimy mocno tą formę aktywności.
Ciekawa forma reklamy :)
Po wyjeździe z Grudziądza pierwszym celem stało się Jezioro Rudnickie - miasta prowadziła do niego droga dla nordic-walkerów i biegaczy (i w sumie też dla rowerzystów).
Samo jezioro jest odległe o 8 km od Grudziądza - widok niecodzienny, bo "mama kura z jajem na grzędzie" :)
Sezon nad jeziorem w pełni.
Przez chwilę jechaliśmy w większej grupie. Przy wyjeździe z lasu rowerzyści skręcili w lewo do Grudziądza, my zaś w prawo, kierując się już na Radzyń Chełmiński.
Zanim tam jednak dojechaliśmy, podziwialiśmy widoki po drodze. Tu zabytkowy, neogotycki kościół w Piaskach z 1900r.- kiedyś ewangelicki, obecnie rzymskokatolicki pw. Matki Bożej Królowej Polski..
Budynek pastorówki z XIXw.
Zasłużony odpoczynek. Jak widać, mimo przebytych km-ek, humory dopisywały.
Dalsza droga prowadziła przez urocze pola.
Krajobraz i pogoda wciąż zachwycały.
"Jajo" ponownie na grzędzie :) Tym razem to murek dawnego majątku szlacheckiego w Dębieńcu.
Z tamtych czasów ostał się pałacyk otoczony parkiem krajobrazowym ...
... oraz kaplica pałacowa z figurą św. Warzyńca.
Po drodze zatrzymały nas jeszcze kózki.
No i dojechaliśmy do Radzynia Chełmińskiego. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kościoła pw. Św. Anny - gotyckiej budowli z początku XIV w.
Do środka niestety nie udało się wejść, ale i tak było co oglądać z zewnątrz. Kasper "eksplorował" zabytek po swojemu, od środka - nasz poszukiwacz :)
I wreszcie długo zamek krzyżacki.Ten mały rowerzysta to Kasper - z tej fotki jesteśmy mega zadowoleni.
Jadąc tu, nie spodziewaliśmy, ani takiej okazałej wciąż budowli, ani tym bardziej tego, że sprawi nam tyle frajdy.
Już przy wejściu zrobiliśmy naszymi rowerami i informacją, że jesteśmy z Torunia duże wrażenie. Za wejście do środka należało bowiem zapłacić - ale naprawdę warto było. Od razu zaproponowano nam niższą stawkę i miejsce na dziedzińcu na przenocowanie. Jaka szkoda, że nie mamy namiotów.
A tu widok od środka.
Bez wątpienia osoby opiekujące się zamkiem mają pomysł na jego uratowanie i promocję.
I jeszcze jeden z pomysłów.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wspięcia się na jedną z zachowanych baszt.
Panorama Radzynia.
Tak wyglądała droga na górę.
Nie wszystko w środku było wykończone i przygotowane pod turystów - ale widać, że trwają przygotowania i prace, by i wnętrze jeszcze bardziej zachwycało.
Połówek na dole, a Kasper na górze.
Widok na dziedziniec (i nasze rowery).
Kolejna z pomysłowych plansz dla zwiedzających. Teraz rozpoczęło się zwiedzanie przyziemia.
Czymś takim kiedyś walczono.
W podziemiach odkryliśmy coś, co jeszcze bardziej zafascynowało Połówka.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_r3JbkG4YWSc1MTwvDT3hAxl0hx4OjM4RnWJl4QAue8SF8FFTq63eVTR1xhxncy8U2h_mv1E2Z86MYDiz_VFe1GsCn9xsKWub_q52ltCH0VsCJlHlQXp5phzwKIdJCiPwqbGHoON0X_ml/s1600/IMG_4917.jpg)
Coś genialnego po prostu. Widać zresztą skupienie (i podziw) u Połówka.
Ta makieta z koeli przedstawia w przekroju fragment skrzydła mieszkalnego zamku-klasztoru w Radzyniu.
Tu już nie tyle rekonstrukcja zamku, co średniowiecznej osady, ze zgrabnymi domkami i ryneczkiem po środku.
Czyż to nie znak templariuszy? Nie bez przyczyny, obok znaleźliśmy też tabliczkę o Forum Miłośników Pana Samochodzika pansamochodzik.ok1.pl.
Trzeba było wypróbować "fotel boleści" - na szczęście, Kasperce udało się przeżyć :)
Tak to jest, gdy dzieci nie będą słuchać rodzica :)
A tak mogą skończyć nieposłuszni mężowie.
Po wyjściu z podziemi oglądaliśmy jeszcze inne sale. Połówek był mocno zainteresowany planszami "rycerskimi".
Razem z Kasprem odświeżał swoją wiedzę nt. dawnego oręża.
W Radzyniu w zamku spędziliśmy sporo czasu bawiąc się wyśmienicie :):):)
Późna kolacja. Byliśmy jeszcze w błogim nastroju po oglądaniu zamku, nie podejrzewając, że do domu mamy jeszcze ok. 60 km (wcześniej Połówek źle spojrzał na mapę i wydawało się, że będzie o wiele mniej).
Robiło się ciemno i trzeba było już pędzić do domu.
Podróż powrotna ciężka, z kilkoma krótkimi postojami. Dała nam w kość. Powrót, straszliwie późno, bo po drugiej w nocy. Ale nie było wyjścia, trzeba było jakoś (!) dojechać.
Co jakiś czas postoje i sprawdzanie kierunku jazdy, bo trasą tą (aż do okolic Zalesia) jechaliśmy pierwszy raz.
PODSUMOWANIE
Wiele miłych wrażeń, fantastycznych widoków i NIESAMOWITEJ FRAJDY ROWEROWEJ. No i oczywiście, ponad 300 super-fotek.
Trasa: Toruń - [szynobus] - Grzywna - Wrocławki - [szynobus] - Grudziądz - Jezioro Rudnickie - Piaski - Dębieniec - Radzyń Chełmiński - Wronie - Ryńsk - Dźwierzno - Zalesie - Turzno - Toruń.
Całość: 117,6 km
Brak komentarzy
Prześlij komentarz