Dzień trzynasty naszych wakacji przyniósł nam dużą zmianę. Tego dnia wyjechaliśmy do nadmorskich Dębek, aby tam spędzić noc i wrócić do Lęborka. Jak często to bywa, plany się zmieniły, gdyż nad morzem zostaliśmy nie jedną, ale 3 noce. Bazą noclegową i wypadową stał się pensjonat, w którym siostra Kasperki z rodzinką od 2 dni wypoczywała.
Nie dane nam było spotkać 2 miesiące wcześniej ani w Toruniu, ani w Kielcach - za to niespodziewanie najbliższa okazały się nadmorskie Dębki. Tym razem udało nam się zgrać telefonicznie, i w efekcie, w trójkę z sakwami [mniej zapakowanymi]
pojechaliśmy nad morze.
----------
Ponieważ planowana trasa była dość długa, i w planach mieliśmy jeszcze wizytę w Decathlonie w Rumii, pierwsze kilometry pokonaliśmy pociągiem.
Przystanek końcowy (pociąg), a raczej początkowy w Redzie - stąd już tylko rowerem.
Po wizycie w Decathlonie (m.in. nowe okularki rowerowe dla całego naszego teamu), pognaliśmy kierując się na Puck. Pamiątkowa fotka przy jednej z wielu mijanych przez nas podczas wakacji dwujęzycznych tablic: po polsku, i po kaszubsku.
Gdzieś między Kazimierzem a Mrzezinem znaleźliśmy drogę rowerową prowadzącą wzdłuż Zatoki Puckiej. Mając na uwadze krótszą, ale z samochodami drogę do Pucka oraz dłuższą, acz taką malowniczą, ukrytą w "przyrodzie" ścieżkę, wybór był oczywisty.
Droga rowerowa doprowadziła nas szybko do rezerwatu "Beka". W tym ptasim rezerwacie, chroni się solniska nadmorskie i oczywiście związane z nimi ptaki, charakterystyczne dla wybrzeży Bałtyku.
Jechało się po płytach, ale nie przeszkadzało nam to "kontemplować" widoków.
Po drodze mijaliśmy ustawione informacyjne tablice - przejazd przez rezerwat prowadził ścieżką edukacyjną.
Za rezerwatem zaczynała się ponownie "cywilizacja" - jako pierwsza przywitała nas zabytkowa manufaktura w Rzucewie. Później sprawdziliśmy, że pochodzi ona z 1772 r., a co ciekawsze, nie służy już dziś do produkcji cegieł, a do przyjmowania gości. Tam gdzie kiedyś stał gigantyczny piec (367 m2), funkcjonuje obecnie sala balowa.
Trochę dalej natknęliśmy się na skrzyżowanie dróg rowerowych. Było w czym wybierać.
My wybraliśmy Zamek Jan III Sobieski w Rzucewie, położony nad samą zatoką.
Czemu Jan III Sobieski? Bo król znany z Wiktorii Wiedeńskiej bywał tu w młodości gościnnie na polowaniach, a później, sam dwór stał się jego własności. Po jego śmierci zarządzała nim jego ukochana Marysieńka.
Pałac (zwany dziś zamkiem) robił spore wrażenie. Ale nie zawsze tak było: częste zmiany właścicieli, a po II wojnie - najpierw było tu technikum, później ośrodek kolonijny, następnie obiekt w posiadaniu "Cepelii". Dopiero od 10 lat jest tym, czym obecnie - hotelem.
Zaraz za pałacem, po zejściu ze skarpy brzegu klifowego odkryliśmy urocze małe molo. Idealne na postój, ale i nie tylko.
Woda w Zatoce była cieplutka, pojawiło się słoneczko, a więc szybko zadecydowaliśmy, że potrzebny nam odpoczynek... i kąpiel. Bo takiej okazji już pewnie nie będzie.
Pływało się naprawdę super - choć było bardzo płytko.
Po kąpieli nadszedł czas na małe co nieco, i podziwianie uroków linii brzegowej.
Dopiero później okazało się, że gdzieś obok była jeszcze Osada Łowców Fok, którą niestety w jakiś dziwny sposób przeoczyliśmy.
Jeszcze rzut oka na Zatokę Pucką...
... i wreszcie Puck. Rozpoczynamy od tzw. "Szpitalika" z XVII w., który od szpitalu dla obłożnie chorych przez przybytek dla biednych awansował oddział Muzeum Ziemi Puckiej.
Ciekawe detale na budynku "Szpitalika".
Później zajechaliśmy na rynek - z małomiasteczkowymi kamieniczkami wg założenia urbanistycznego z XIV w.
Zagadka: spod jakiego znaku jest Kasperka?
Kamienic i rynku w Pucku - cd. Ciekawostka: część z nich wzorowanych było na mieszczańskich kamienicach Gdańska.
Niektóre z nich były naprawdę urocze.
Na drodze do Zatoki stał gotycki kościół pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła z XIV-XV w., zachowany w pierwotnym stanie.
Kościół robił wrażenie swoją wielkością. Widoczna wieża, z dekoracyjnym fryzem o motywie krzyżujących się półkolistych arkadek i charakterze obronnym (bo zagrażali Krzyżacy), to pozostałość z pierwotnego kościoła romańskiego, na którego fundamentach powstała obecna świątynia.
Kasperka fotografowała interesujące ją detale, ... wiszące na ścianach ...
...i rzeźby stojące na podłodze.
Od kościoła był tylko krok, czy raczej obrót kołem, do Zatoki - świątynia stoi nad samym jej brzegiem. Na samym skraju zaś - tzw. słupek zaślubinowy (niestety, to replika).
To miejsce ma przypominać o królewskim dekrecie z 1567 r., wg którego Puck stał się bazą królewskiej floty kaperskiej i pierwszym portem wojennym Rzeczypospolitej. Tu też nastąpiły zaślubiny Polski z Morzem Bałtyckim - a więc nie mogło zabraknąć i gen. Józefa Hallera. Zaślubiny odbyły się poprzez wrzucenie pierścienia do morza.
A teraz widok na port rybacki.
Połówek i Kasper wybrali się na jego zwiedzanie.
Jeszcze raz widok na pucką farę - jest ona charakterystyczną budowlą, przez co Puck jest rozpoznawany już z daleka.
Z portu rybackiego dostrzec można było charakterystyczny dla puckiego mola "okrąglak" i maszty łódek cumujących w marinie jachtowej.
Na nadbrzeżu natknęliśmy się jeszcze na ławeczkę puckiego kapra.
Dla przypomnienia i dla zainteresowanych: kaper to dowódca i załogant uzbrojonego statku handlowego, walczący na własny koszt i ryzyko w służbie króla prowadzącego wojnę na morzu. Monarcha zapewniał piratowi ochronę prawną, prawo do bandery królewskiej i większość zysków. Pierwszą flotę kaperską zorganizował Kazimierz Jagiellończyk w 1456 r. podczas wojny z Krzyżakami. System ten stosowali następni Jagiellonowie i Wazowie.
I oto puckie molo, szerokie i całe drewniane.
W jego centrum znajduje się restauracja "Perła Pucka".
Molo stanowi idealny punkt obserwacyjny. Rozpościerają się z niego widoki na: ... marinę jachtową...
... falochron z miejscami dla łódek...
... plaże, kościół, port rybacki (a dalej też wiatraki i ciągnący się
kilometrami Półwysep Helski).
Tu już zaczęło padać.
Zwiedzanie Pucka musiało się jednak zakończyć, bo czekało nas jeszcze sporo km-ek do Dębek.
Tabliczka jeszcze "pachnąca" niedawnym deszczem. My zaś zastanawialiśmy się, czy jechać na Władysławowo, i dalej wzdłuż wybrzeża, czy też po skosie, w miarę najkrótszą drogą do Krokowej i Dębek. Zważywszy na pogodę i późny czas, wygrała opcja druga.
Trasa przez pewien czas wiodła wzdłuż Zatoki Puckiej....
... więc mogliśmy dalej podziwiać jej urok ...
... i niebo w wodzie :)
Jechaliśmy obok bardzo ruchliwej drogi na Władysławowo.
Ale po kilku kilometrach z ulgą skręciliśmy w leśno-polne ustępy.
Po drodze do zwiedzania zachęcało nas muzeum w Swarzewie z wystawą budowli z Lego, ale mimo amatorów duńskich klocków w naszym teamie, nie było już na to czasu.
W samym Swarzewie znajduje się też znane sanktuarium Matki Bożej Królowej Polskiego Morza. W kościele z XIX wieku, trzecim z kolei w tym miejscu, czczona jest pochodząca z XV wieku cudowna figura Matki Boskiej Królowej Polskiego Morza, zwana Opiekunką Rybaków.
Niedaleko kościoła znajduje się kapliczka zbudowana przez rybaków w 1775 r. Według legendy stoi ona w miejscu, gdzie jest studzienka, przy której objawiła się cudowna figurka Matki Boskiej - Opiekunka Rybaków przypłynęła morzem z rozbitego statku, z którego uratowali się żeglarze.
Wnętrze kościoła - Kasperka wśliznęła się po fotkę podczas mszy...
i przy tym, jak zawsze uchwyciła ciekawy detal. Tu kolejna, klamka kościelna do kolekcji.
Z Pucka do Swarzewa jechaliśmy za grupką rowerzystów, później jednak podczas postoju "zgubiliśmy trop", i kierowaliśmy się już samodzielnie.Wybraliśmy drogę na skos - przez pola - bo przecież biegła w dobrym kierunku :)
Wg mapy mieliśmy minąć elektrownię wiatrową, i tak też było.
Wiatraki robiły wrażenie.
Później jednak zgubiliśmy oznaczenia szlaku, ale jechaliśmy przed siebie, bo przecież w końcu musiała pojawić się jakaś "cywilizacja". Strzelno przywitało nas uroczą figurką św. Floriana.
Po kilku kilometrach "niepokoju" (głównie Połówka) znaleźliśmy trasę rowerową do Krokowej. Hurrra, tam właśnie mieliśmy jechać. Daleko przed nami, 3 rodziny z dziećmi - wszyscy na bicyklach. To dzięki nim wiedzieliśmy, że ścieżka prowadzi do naszego celu.
Trasa okazała się rewelacyjna. Prowadziła wśród lasów, pol, pagórków, z dala od dróg i samochodów, mijając po drodze kolejne miejscowości z atrakcjami. Kasperka była nieszczęśliwa, że brakowało czasu na ich zobaczenie, ale Połówek parł do przodu bez wahania.
W końcu Krokowa i koniec trasy. Krótki postój, posiłek i odpoczynek (i sen). Później godzinka jazdy, już po ciemku, i pojawiły się wreszcie i Dębki. Uff, koniec na dziś.
Mimo obaw Połówka, życie w pensjonacie, gdzie mieliśmy nocować, trwało w pełni. Nasz przyjazd ani nikogo nie zdziwił, ani wypłoszył. Schowaliśmy rowery, a Sylwki przyjęły nas w gościnę do swojego pokoju.
Bilans dnia
Mapka z Endomondo
Przystanek końcowy (pociąg), a raczej początkowy w Redzie - stąd już tylko rowerem.
Po wizycie w Decathlonie (m.in. nowe okularki rowerowe dla całego naszego teamu), pognaliśmy kierując się na Puck. Pamiątkowa fotka przy jednej z wielu mijanych przez nas podczas wakacji dwujęzycznych tablic: po polsku, i po kaszubsku.
Gdzieś między Kazimierzem a Mrzezinem znaleźliśmy drogę rowerową prowadzącą wzdłuż Zatoki Puckiej. Mając na uwadze krótszą, ale z samochodami drogę do Pucka oraz dłuższą, acz taką malowniczą, ukrytą w "przyrodzie" ścieżkę, wybór był oczywisty.
Droga rowerowa doprowadziła nas szybko do rezerwatu "Beka". W tym ptasim rezerwacie, chroni się solniska nadmorskie i oczywiście związane z nimi ptaki, charakterystyczne dla wybrzeży Bałtyku.
Po drodze mijaliśmy ustawione informacyjne tablice - przejazd przez rezerwat prowadził ścieżką edukacyjną.
Za rezerwatem zaczynała się ponownie "cywilizacja" - jako pierwsza przywitała nas zabytkowa manufaktura w Rzucewie. Później sprawdziliśmy, że pochodzi ona z 1772 r., a co ciekawsze, nie służy już dziś do produkcji cegieł, a do przyjmowania gości. Tam gdzie kiedyś stał gigantyczny piec (367 m2), funkcjonuje obecnie sala balowa.
Trochę dalej natknęliśmy się na skrzyżowanie dróg rowerowych. Było w czym wybierać.
My wybraliśmy Zamek Jan III Sobieski w Rzucewie, położony nad samą zatoką.
Czemu Jan III Sobieski? Bo król znany z Wiktorii Wiedeńskiej bywał tu w młodości gościnnie na polowaniach, a później, sam dwór stał się jego własności. Po jego śmierci zarządzała nim jego ukochana Marysieńka.
Pałac (zwany dziś zamkiem) robił spore wrażenie. Ale nie zawsze tak było: częste zmiany właścicieli, a po II wojnie - najpierw było tu technikum, później ośrodek kolonijny, następnie obiekt w posiadaniu "Cepelii". Dopiero od 10 lat jest tym, czym obecnie - hotelem.
Zaraz za pałacem, po zejściu ze skarpy brzegu klifowego odkryliśmy urocze małe molo. Idealne na postój, ale i nie tylko.
Woda w Zatoce była cieplutka, pojawiło się słoneczko, a więc szybko zadecydowaliśmy, że potrzebny nam odpoczynek... i kąpiel. Bo takiej okazji już pewnie nie będzie.
Pływało się naprawdę super - choć było bardzo płytko.
Po kąpieli nadszedł czas na małe co nieco, i podziwianie uroków linii brzegowej.
Dopiero później okazało się, że gdzieś obok była jeszcze Osada Łowców Fok, którą niestety w jakiś dziwny sposób przeoczyliśmy.
Jeszcze rzut oka na Zatokę Pucką...
... i wreszcie Puck. Rozpoczynamy od tzw. "Szpitalika" z XVII w., który od szpitalu dla obłożnie chorych przez przybytek dla biednych awansował oddział Muzeum Ziemi Puckiej.
Ciekawe detale na budynku "Szpitalika".
Później zajechaliśmy na rynek - z małomiasteczkowymi kamieniczkami wg założenia urbanistycznego z XIV w.
Zagadka: spod jakiego znaku jest Kasperka?
Kamienic i rynku w Pucku - cd. Ciekawostka: część z nich wzorowanych było na mieszczańskich kamienicach Gdańska.
Niektóre z nich były naprawdę urocze.
Na drodze do Zatoki stał gotycki kościół pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła z XIV-XV w., zachowany w pierwotnym stanie.
Kościół robił wrażenie swoją wielkością. Widoczna wieża, z dekoracyjnym fryzem o motywie krzyżujących się półkolistych arkadek i charakterze obronnym (bo zagrażali Krzyżacy), to pozostałość z pierwotnego kościoła romańskiego, na którego fundamentach powstała obecna świątynia.
Sam kościół jest jedną z atrakcji Pomorskiego Szlaku Cysterskiego, który zachęca do wędrówki i poznawania materialnego i duchowego dziedzictwa szarych mnichów, działających wg dewizy "ora et labora" (módl się i
pracuj).
Pucka farna od środka - istniejące dziś ołtarze pochodzą z ok. 1800r.
Kasperka fotografowała interesujące ją detale, ... wiszące na ścianach ...
...i rzeźby stojące na podłodze.
Od kościoła był tylko krok, czy raczej obrót kołem, do Zatoki - świątynia stoi nad samym jej brzegiem. Na samym skraju zaś - tzw. słupek zaślubinowy (niestety, to replika).
To miejsce ma przypominać o królewskim dekrecie z 1567 r., wg którego Puck stał się bazą królewskiej floty kaperskiej i pierwszym portem wojennym Rzeczypospolitej. Tu też nastąpiły zaślubiny Polski z Morzem Bałtyckim - a więc nie mogło zabraknąć i gen. Józefa Hallera. Zaślubiny odbyły się poprzez wrzucenie pierścienia do morza.
A teraz widok na port rybacki.
Połówek i Kasper wybrali się na jego zwiedzanie.
Jeszcze raz widok na pucką farę - jest ona charakterystyczną budowlą, przez co Puck jest rozpoznawany już z daleka.
Z portu rybackiego dostrzec można było charakterystyczny dla puckiego mola "okrąglak" i maszty łódek cumujących w marinie jachtowej.
Na nadbrzeżu natknęliśmy się jeszcze na ławeczkę puckiego kapra.
Dla przypomnienia i dla zainteresowanych: kaper to dowódca i załogant uzbrojonego statku handlowego, walczący na własny koszt i ryzyko w służbie króla prowadzącego wojnę na morzu. Monarcha zapewniał piratowi ochronę prawną, prawo do bandery królewskiej i większość zysków. Pierwszą flotę kaperską zorganizował Kazimierz Jagiellończyk w 1456 r. podczas wojny z Krzyżakami. System ten stosowali następni Jagiellonowie i Wazowie.
I oto puckie molo, szerokie i całe drewniane.
W jego centrum znajduje się restauracja "Perła Pucka".
Molo stanowi idealny punkt obserwacyjny. Rozpościerają się z niego widoki na: ... marinę jachtową...
... falochron z miejscami dla łódek...
Tu już zaczęło padać.
Zwiedzanie Pucka musiało się jednak zakończyć, bo czekało nas jeszcze sporo km-ek do Dębek.
Tabliczka jeszcze "pachnąca" niedawnym deszczem. My zaś zastanawialiśmy się, czy jechać na Władysławowo, i dalej wzdłuż wybrzeża, czy też po skosie, w miarę najkrótszą drogą do Krokowej i Dębek. Zważywszy na pogodę i późny czas, wygrała opcja druga.
Trasa przez pewien czas wiodła wzdłuż Zatoki Puckiej....
... więc mogliśmy dalej podziwiać jej urok ...
... i niebo w wodzie :)
Jechaliśmy obok bardzo ruchliwej drogi na Władysławowo.
Ale po kilku kilometrach z ulgą skręciliśmy w leśno-polne ustępy.
Po drodze do zwiedzania zachęcało nas muzeum w Swarzewie z wystawą budowli z Lego, ale mimo amatorów duńskich klocków w naszym teamie, nie było już na to czasu.
W samym Swarzewie znajduje się też znane sanktuarium Matki Bożej Królowej Polskiego Morza. W kościele z XIX wieku, trzecim z kolei w tym miejscu, czczona jest pochodząca z XV wieku cudowna figura Matki Boskiej Królowej Polskiego Morza, zwana Opiekunką Rybaków.
Niedaleko kościoła znajduje się kapliczka zbudowana przez rybaków w 1775 r. Według legendy stoi ona w miejscu, gdzie jest studzienka, przy której objawiła się cudowna figurka Matki Boskiej - Opiekunka Rybaków przypłynęła morzem z rozbitego statku, z którego uratowali się żeglarze.
Wnętrze kościoła - Kasperka wśliznęła się po fotkę podczas mszy...
i przy tym, jak zawsze uchwyciła ciekawy detal. Tu kolejna, klamka kościelna do kolekcji.
Z Pucka do Swarzewa jechaliśmy za grupką rowerzystów, później jednak podczas postoju "zgubiliśmy trop", i kierowaliśmy się już samodzielnie.Wybraliśmy drogę na skos - przez pola - bo przecież biegła w dobrym kierunku :)
Wg mapy mieliśmy minąć elektrownię wiatrową, i tak też było.
Wiatraki robiły wrażenie.
Po kilku kilometrach "niepokoju" (głównie Połówka) znaleźliśmy trasę rowerową do Krokowej. Hurrra, tam właśnie mieliśmy jechać. Daleko przed nami, 3 rodziny z dziećmi - wszyscy na bicyklach. To dzięki nim wiedzieliśmy, że ścieżka prowadzi do naszego celu.
Trasa okazała się rewelacyjna. Prowadziła wśród lasów, pol, pagórków, z dala od dróg i samochodów, mijając po drodze kolejne miejscowości z atrakcjami. Kasperka była nieszczęśliwa, że brakowało czasu na ich zobaczenie, ale Połówek parł do przodu bez wahania.
W końcu Krokowa i koniec trasy. Krótki postój, posiłek i odpoczynek (i sen). Później godzinka jazdy, już po ciemku, i pojawiły się wreszcie i Dębki. Uff, koniec na dziś.
Mimo obaw Połówka, życie w pensjonacie, gdzie mieliśmy nocować, trwało w pełni. Nasz przyjazd ani nikogo nie zdziwił, ani wypłoszył. Schowaliśmy rowery, a Sylwki przyjęły nas w gościnę do swojego pokoju.
Bilans dnia
- pokonana trasa: Lębork - Reda (PKP), a następnie Reda - Rumia - Kazimierz - Rzucewo - Puck - Swarzewo - Strzelno - Łebcz - Sławoszyno - Krokowa - Odargowo - Dębki
- 73,99 km w czasie 4 godz. 33 min.
Mapka z Endomondo
Brak komentarzy
Prześlij komentarz